Ja możemy odpowiedzieć na tak postawione pytanie? Z jednej strony poród naturalny boli, ale cesarskie cięcie niesie większe ryzyko dla matki. Kobieta powinna mieć możliwość decyzji o sposobie rozwiązania, jeżeli ciąża przebiega prawidłowo.

Zamieszczam mój dosyć obszerny wywiad, jakiego udzieliłem portalowi edziecko.pl. Zapraszam do lektury!

Margit Kossobudzka:Pracuje pan w wielkim szpitalu, ma ogromne doświadczenie. Dużo kobiet prosi pana o cesarskie cięcia na życzenie?

Krzysztof Szafranko – Sporo. Teraz więcej niż kiedyś

Proszą, bo…?

– Boją się o dziecko. I boją się bólu. W takiej właśnie kolejności.

Strach o dziecko wynika zazwyczaj ze złych doświadczeń koleżanek, a także z tego, co przeczytały w internecie. Opowieści matek czy ciotek już tak nie straszą – w końcu one rodziły w innych czasach i kobiety wiedzą, że dziś jest inaczej. Teraz rolę straszaka pełni sieć. Tam są koszmarne historie. Wiele moich pacjentek przyznało się, że naczytały się w internecie różnych strasznych rzeczy i są przekonane, że cesarskie cięcie to najlepszy sposób na uniknięcie kłopotów.

Ale wiedza nabyta przez internet nie jest rzetelna. Na różnych forach najczęściej pisze ten niewielki procent kobiet, które miały trudne porody czy przykre doświadczenia z nimi związane. Te, które bez problemów urodziły dziecko, zazwyczaj nie opisują swoich doświadczeń.

A co pan mówi tym nastraszonym?

– Namawiam, żeby choć spróbowały rodzić naturalnie, jeśli oczywiście nie ma medycznych wskazań.

Ale nie jestem przeciwnikiem cesarskich cięć. Jeżeli kobieta tak bardzo boi się o dziecko, że strach dosłownie ją paraliżuje, to uważam, że jest to dobry sposób. Każdy powinien sam decydować o tym, co dzieje się z jego ciałem. My możemy tylko doradzać.

Poza tym jest jeszcze inna pozamedyczna, kwestia. Kobiety teraz są dużo bardziej śmiałe, wręcz roszczeniowe. Ginekolog nie jest już wyrocznią, one wiedzą lepiej i nie daj Boże jak cokolwiek podczas porodu naturalnego pójdzie nie tak.

Coś pójdzie nie tak?!

– Nie mówię o tym, że coś poważnego stanie się dziecku czy matce. Mówię o takich sytuacjach, które jeszcze dziesięć lat temu były akceptowalne, a teraz nie są. Np.złamanie obojczyka u dużego noworodka przy porodzie. Wiem, że brzmi to przerażająco, ale z medycznego punktu widzenia to drobiazg. Obojczyki noworodków zrastają się zazwyczaj szybko i bez powikłań.

Teraz coś takiego nie powinno się zdarzyć. Tak samo jak nacinanie kobiecie krocza w trakcie porodu. Kobiety sobie tego nie życzą, a jednocześnie poród ma się odbyć tak, żeby to krocze nie popękało.

Oba powody są wystarczające, żeby zaskarżyć lekarza. I pacjentki to robią.

Ale przecież mamy XXI wiek, obojczyki noworodkom już nie muszą pękać.

– I zazwyczaj nie pękają, bo gdy dziecko waży ponad 4 kg(wg badania USG) lekarze rozważają zakończenie porodu drogą cesarskiego cięcia. W ten sposób unikają trudniejszego porodu, bo większością win za jego mniej gładki przebieg obarczają lekarzy.

A przecież pamiętajmy, że poród to proces, który nie do końca jest przewidywalny. Rodzi się dziecko, oczywiście o wiele bezpieczniej niż kiedyś, ale nie da się zaplanować tego co do minuty. To nie rozpiska gazety, pani redaktor (śmiech).

Tego też się nie da przewidzieć. Ale mnie pan postraszył.

– Nie miałem takiego zamiaru. Znakomita większość porodów przebiega normalnie. A szczęśliwe mamy zabierają maluszka do domu i opiekują się nim. Ale czasami poród jest trudniejszy, a przy postępującej postawie roszczeniowej kobiet i ich partnerów wielu lekarzy ugina się i wykonuje cesarskie cięcia przy minimalnych czasem wskazaniach. No cóż, prawda jest taka, że jeszcze nikt nie zaskarżył lekarza za to, że wykonał cesarskie cięcie. Ale za to, że go nie wykonał, lub wykonał zbyt późno.

Ulega pan namowom kobiet?

– Jeśli widzę, że pacjentka jest bardzo zdeterminowana i się boi, to konsultuję to z innym lekarzem. W sumie dla lekarza taka sytuacja jest bardziej komfortowa. Panuje nad całym zabiegiem i nie boi się, że coś wyjątkowo nieprzewidzianego się wydarzy.

Mówił pan o bólu. Czy strach przed nim może utrudnić poród?

– Pacjentki czasami tak się boją, że zupełnie nie są w stanie współpracować z położną. Uważam, że można by uniknąć dużej liczby cesarskich cięć, gdyby pacjentki miały świadomość, że w razie czego mogą skorzystać ze znieczulenia. Dla wielu matek już sama myśl o tym, że jakby ból był ponad ich wytrzymałość, to obok czeka lekarz, który im pomoże, powoduje, że podejmą próbę porodu siłami natury.

Ostatnia decyzja pani minister zdrowia Ewy Kopacz o tym, żeby nie refundować znieczuleń, tylko pogarsza sytuację. Może zniechęcić Polki do posiadania dzieci w ogóle, a już na pewno do rodzenia drogami natury. Ciężarne panicznie bojące się bólu związanego z porodem (tokofobia) wybierają cięcie cesarskie, które zawsze jest znieczulone.

Znieczulenie do porodu można także otrzymać, jak się zapłaci kilkaset złotych. Ale i tu jest problem. Nawet jeśli mamy pieniądze, nie możemy być pewni, że dostaniemy znieczulenie. W Polsce dramatycznie brakuje anestezjologów. Lepiej jest w szpitalach wyłącznie położniczych – tam anestezjolodzy są tylko po to, by znieczulić pacjentkę do porodu. Kłopot pojawia się wtedy, gdy naraz rodzi kilka mam i lekarz może nie zdążyć z podaniem zastrzyku przeciwbólowego.

W szpitalach wielobranżowych, gdzie są różne oddziały, nikt nie wyśle anestezjologa do znieczulenia przy porodzie, kiedy gdzieś indziej jest potrzebny do ważnej operacji. Trzeba liczyć na łut szczęścia.

Czy nadszedł dobry czas dla cesarek?

– Od dwóch-trzech lat w kwestii cesarskich cięć panuje liberalizm. Coraz mniej jest radykałów uważających, że kobieta za wszelką cenę powinna rodzić siłami natury. Jeszcze niedawno w Warszawie wiodące szpitale położnicze bardzo pilnowały, żeby odsetek cesarskich cięć na ich oddziałach nie przekraczał kilkunastu procent. Teraz nawet te najbardziej konserwatywne mają po 30 proc. i tak jest w większości szpitali.

Gdyby każda kobieta miało prawo wyboru, pewnie ten odsetek byłby jeszcze większy?

– Niekoniecznie. Powszechna zgoda na cesarkę na życzenie nie musi oznaczać, że każda kobieta będzie chciała rodzić w ten sposób. Na przykład w Belgii można zażyczyć sobie takiej metody rozwiązania ciąży i o dziwo liczba cesarskich cięć wcale nie wzrosła. Nadal wiele kobiet chce rodzić naturalnie. Nie boją się tego tak jak Polki, bo uspokaja je możliwość wyboru.

Cesarskie cięcie jest operacją, z którą wiąże się ryzyko. Poza tym są lekarze, którzy twierdzą, że taka metoda przyjścia na świat dziecka, jest dla niego mniej korzystna.

– W tej chwili technika wykonywania zabiegu cesarskiego cięcia jest tak doskonała, że procedura trwa od 15 do 20 minut. W moim szpitalu pilnujemy, żeby dziecko rodziło się powoli, co ma naśladować poród naturalny. Najważniejsze jest, żeby główka wychodziła przez kilka minut, żeby nie zrobić tego za gwałtownie. Potem reszta ciałka dziecka wyskakuje szybko, tak jak to się dzieje przy porodzie siłami natury.

Oczywiście wszystko ma swoje dobre i złe strony. Nie do końca wiemy, jaki wpływ na noworodka ma rodzenie się przez rozcięcie brzucha mamy. W tej chwili nie ma twardych przesłanek, że jest to niekorzystne. Mówi się np., że dzieci rodzone przez cesarkę nie mają odpowiedniej flory bakteryjnej, którą nabywają, przechodząc przez drogi rodne mamy. Sa tez obawy o prawidłowe funkcjonowanie układu oddechowego dziecka.

Jakie są zagrożenia dla matki po takim porodzie? Podobno jeden na dziesięć kończy się komplikacjami?

– Cięcie cesarskie obarczone jest ryzykiem wielu powikłań związanych z operacją, np.: krwotok, zator płynem owodniowym, uraz sąsiednich narządów (pęcherza moczowego, jelit, moczowodów). Są też powikłania związane z raną pooperacyjną (zapalenie, rozejście się), mogą pojawić się zrosty w jamie otrzewnej. Zdarzają się też problemy po znieczuleniu, np. bóle głowy, zachłystowe zapalenie puc czy nawet zatrzymanie akcji serca. Cięcie cesarskie zwiększa ryzyko zgonu pacjentki w stosunku do porodu naturalnego dwu-, czterokrotnie.

Czy jeśli za pierwszym razem miałyśmy cesarskie cięcie, za drugim razem możemy rodzić naturalnie? 

– Tak, ale pacjentka musi wyrazić na to świadomą zgodę na piśmie załączonym do dokumentacji. Pamiętajmy też, żeby odczekać rok po cesarskim cięciu, zanim kobieta zajdzie w drugą ciążę. Ale już prowadziłem kilka ciąż pacjentek, które nie zastosowały się do tego zalecenia. I wszystko było w porządku.

Czy po porodzie są jakieś dodatkowe utrudnienia?

– Zazwyczaj nie ma. Kobieta wychodzi do domu po dwóch dniach, tak jak w przypadku porodu naturalnego. Po cięciu cesarskim może mieć przy sobie dziecko. Natomiast laktacja u mamy pojawia się podobnie jak po porodzie fizjologicznym.

Po operacji zostaje tylko jedna pamiątka na ciele – ok. 10-cm blizna na granicy owłosienia łonowego, której nie widać nawet w bikini.

Źródło: http://www.edziecko.pl/ciaza_i_porod/1,79332,5816697,Ciac_albo_nie_ciac_.html?as=2